News, Rajd Dakar

Ryczące czterdziestki czyli Dakar na mecie

41. edycja Dakaru dobiegła końca. Kurz opadł, zawodnicy pewnie już w domach, a pojazdy w drodze powrotnej. Czas więc na parę myśli nieuczesanych na zakończenie rajdu i… refleksję – co dalej?

Ten Dakar rodził się w bólach. Zwykle pod koniec marca organizator ogłasza trasę rajdu. Tym razem stało się to dopiero w maju. Były już plotki, że impreza może się nie odbyć. Potem, gdy okazało się, że po raz pierwszy w historii odbędzie się tylko w jednym kraju i w skróconym formacie, malkontenci mówili – eeee, co to za Dakar, w jednym kraju, tylko 10 etapów, zaledwie 5 000 km, łatwizna… Jak zatem sprawdziła się ta nowa formuła? Jaki był ten Dakar? Krótszy, ale trudny i nieprzewidywalny jak zawsze. Moim zdaniem nowy format sprawdził się całkiem nieźle. Zawodnicy mieli to, co chcieli czyli dużo wydm i piasku, bo to kwintesencja off roadu. Niektórzy narzekali, że było zbyt dużo fesz-feszu czyli supermiękkiego piasku o konsystencji mąki, który zawsze jest dużym wyzwaniem. Dyrektor rajdu Etienne Lavigne miał rację, gdy mówił przed startem, że to będzie taki Dakar, jakby żeglarskie regaty dookoła świata odbywały się tylko w strefie “ryczących czterdziestek”. Rajd był bez wątpienia bardzo – może nieładnie po polsku – “skondensowany”. Mało dojazdówek, dużo odcinków specjalnych o wysokim stopniu trudności. Hasło 100% Dakar, 100% Peru jest jak najbardziej na miejscu.

Zwycięzcy

Nasser Al-Attiyah potwierdził wielką klasę. “Książę wydm” pokazał, że nie na darmo jest tak nazywany. Najszerszy uśmiech na biwaku – zawsze pogodny, przyjazny, a przy tym skromny – świetny kierowca i… medalista olimpijski w strzelaniu do rzutek z Londynu (2012)! Kierowca z Kataru jest lubiany chyba przez wszystkich. To jego trzecie zwycięstwo w karierze i zapewne nie ostatnie.

Toyota kontynuuje świetną passę w sporcie motorowym. W zeszłym roku wreszcie zwycięstwo po wielu latach w Le Mans, parę miesięcy później tytuł mistrza świata WRC w zaledwie drugim sezonie po powrocie, a teraz historyczne pierwsze zwycięstwo w Dakarze. Wytrwałość i cierpliwość przynosi efekty.

 KTM wygrał po raz osiemnasty z rzędu w kategorii motocykli. Kierowcy tego zespołu – zwycięzcy trzech poprzednich edycji – Toby Price, Matthias Walkner i Sam Sunderland zajęli całe podium. I co jeszcze można dodać? Parę słów na ten temat poniżej w rozdziale o przegranych.  

Toby Price /AFP

Toby Price /AFP

Toby Price przyjechał do Peru zaledwie 4 tygodnie po złamaniu nadgarstka podczas treningu. Dlatego był chyba na końcu listy kandydatów do zwycięstwa. A jednak to “Aussie”, aktualny mistrz świata najlepiej odnalazł się w nowym formacie rajdu i popełnił najmniej błędów. Jest prawdziwym bohaterem tego Dakaru, bo z każdym dniem nadgarstek bolał go coraz bardziej. Pomimo to wytrzymał presję aż do ostatniego etapu i wygrał. Niesamowity gość!

Orlen Team. Jeden z najbardziej długowiecznych programów w marketingu sportowym ma się bardzo dobrze. Konsekwentnie prowadzony już blisko 20 lat jest uznaną marką w świecie. Jako case study jest przedmiotem wielu opracowań i analiz w dziedzinie marketingu sportowego nie tylko w Polsce. Jego dzieckiem jest Akademia Orlen – inkubator młodych talentów. Tegoroczny Dakar Orlen Team może zaliczyć do bardzo udanych występów.   

Przegrani

Honda i Yamaha od lat próbują bezskutecznie przełamać dominację KTM. Podobnie Sherco czy Husqvarna. W tym roku mało brakowało, a wygrałaby ta ostatnia, zresztą siostrzana marka KTM, ale… Tradycji stało się zadość. W wielu ostatnich edycjach Dakaru scenariusz jest podobny. Walka jest wyrównana, prowadzenie zmienia się niemal codziennie, a w końcu wygrywa KTM. I tak od 18 lat. Kto i kiedy przełamie tę passę?

Joan Barreda /AFP

Joan Barreda /AFP

Joan Barreda. Jeden z faworytów w barwach Hondy przed startem. Krótko cieszył się prowadzeniem. Na trzecim etapie odpadł z rajdu po własnym błędzie. Wjechał w zagłębienie terenu i już z niego nie wyjechał. Okrutny Dakar… Nawet dla najlepszych.

Pablo Quintanilla – chyba największy przegrany. Przed startem ostatniego odcinka był drugi ze stratą zaledwie minuty do Price’a. Postawił wszystko na jedną kartę i upadł. Dojechał do mety ze złamaną w kostce nogą, a strata 20 minut zepchnęła go na 4 miejsce. Przegrany, ale bohater 41 Dakaru.

Stephane Peterhansel. To miał być jego ostatni Dakar. Chciał pojechać tylko dla zabawy ze swoją żoną Andreą na prawym fotelu, ale poproszony przez X-Raid zdecydował się na jeszcze jeden start w roli faworyta. Czyżby o jeden za dużo?… Po licznych błędach i przygodach był na 4 miejscu, gdy na przedostatnim odcinku podczas lądowania po hopie jego pilot David Castera doznał urazu kręgosłupa i to był koniec rajdu. Monsieur Dakar – czyżby tak miał skończyć dakarową karierę?

Polacy

Kuba Przygoński poprawił o jedno miejsce swój najlepszy dotychczasowy wynik z ubiegłego roku. Najmłodszy kierowca dakarowej czołówki zaimponował wielką dojrzałością i doświadczeniem, a także znakomitym tempem. Kariera Kuby rozwija się wręcz podręcznikowo. W wieku 33 lat jest bardzo szybki w każdych warunkach, a przy tym jeździ praktycznie bezbłędnie, pewnie nawigowany przez doświadczonego Toma Colsoula.

Źródło: Interia

Napisz komentarz