News, Rajd Dakar

„Konsekwentna, równa jazda doprowadziła nas do mety” – Kazberuk po ukończeniu Rajdu Dakar

Każdy z dwunastu etapów świeżo zakończonej 42. edycji Dakaru był diametralnie inny, a na uczestników czekały przeróżne wyzwania. Od wysokich, ścinających się niemal pionowo wydm, kamienistych dróg, odcinków górskich, przez burze piaskową i skomplikowaną nawigację. Jednak niezależnie od okoliczności po każdym z dwunastu odcinków występ R-Six Team idealnie określało jedno, bardzo ważne w wyczynowym sporcie słowo: powtarzalność. Polsko-czeska ekipa w składzie Robert Szustkowski, Jarosław Kazberuk i Filip Škrobanek od samego startu aż do mety realizowała swoje założenia i dostosowywała się do panujących na trasie warunków, co przyniosło jej bardzo dobre 18 miejsce na finiszu supermaratonu. Był to też najlepszy wynik na Dakarze w historii polskich drużyn startujących w kategorii ciężarówek!

Poprzedni rekord został ustanowiony w 2015 roku, gdy Robin Szustkowski, syn Roberta, Jarosław Kazberuk i czeski mechanik Filip Škrobanek uplasowali się na 19 pozycji w klasyfikacji generalnej. Kazberuk, który był częścią tamtej załogi, opowiedział nam, co było kluczowe dla poprawienia tamtego rezultatu: – Konsekwentna, równa jazda i realizacja planów, które zakładaliśmy każdego dnia, doprowadziło nas to do mety. Tak można to podsumować. Trzeba przyznać, że był to bardzo dojrzały Dakar w naszym wykonaniu. Osiągnęliśmy to, co zakładaliśmy na początku, czyli pierwszą dwudziestkę. I jedno oczko wyżej, czyli tak naprawdę rekord polskiej ciężarówki w Dakarze. To bardzo cieszy. Każdy z nas miał tutaj jeszcze indywidualne jakieś plany. Moim planem było oczywiście zamknięcie mojego dziesiątego udziału w Dakarze, gdyby liczyć ten, który nie pojechał (w 2008 roku Dakar został odwołany z powodu zagrożenia zamachami terrorystycznymi – przyp.red.), a dziewiątego na kołach. I to się udało! – ocenia polski rajdowiec – Każdy Dakar skończony to jest wielki sukces. Mieliśmy swoje dramaty, przeżywaliśmy je prawie codziennie, co nie zawsze pozwalało jechać większym tempem. Niemniej to tempo i tak było wysokie, skoro jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, na wysokiej pozycji. A to znaczy, że tempo było naprawdę dobre – dodaje.

Tuż po przejechaniu ostatniego oesu organizatorzy przygotowali dla uczestników jeszcze jeden mini-etap zwany „Qiddiya Trophy”. Czas nie liczył się już do klasyfikacji generalnej, ale każdy musiał pokonać tę trasę 13 km, żeby oficjalnie ukończyć rajd. Kazberuk, wyraźnie zmęczony trudami Dakaru, mówiąc eufemistycznie, nie był entuzjastą tego pomysłu. – Po dwóch tygodniach zmagań dotarliśmy do mety, która tak naprawdę usytuowana jest w środku niczego. Mamy dookoła piękno przyrody. W tej chwili nawet widzę latające helikoptery, które monitorują ostatni odcinek specjalny. Jechaliśmy ten odcinek trzynastokilometrowy w jakimś śmiesznym kurzu i tak naprawdę zastanawialiśmy się, po co jeszcze robi się takie dokrętki, skoro wszystko się skończyło kilka godzin temu na właściwym odcinku, na właściwym etapie, gdzie zakończono rywalizację. – zakończył reprezentant Polski. Mimo tego Jarosław Kazberuk wraz z całą drużyną R-Six Team po dzisiejszym finale Dakaru miał na pewno ogromne powody do zadowolenia. W końcu niecodziennie kończy się z rekordem najtrudniejszy rajd na świecie.

Napisz komentarz