News, Rajd Dakar

R-Six Team i Dakar 2022?

Kończący się rok 2020 jest czasem trudnym pod wieloma względami. Dziedziną, która w wyjątkowy sposób odczuła konsekwencje pandemii jest sport, a w szczególności te dyscypliny, które wymagają dużych logistycznych przedsięwzięć. Z pewnością, obecny rok, zmienił oblicze sportów motorowych, nie tylko poprzez brak kibiców, ale przede wszystkim, przez odwołanie wielu rajdów lub rozgrywanie ich z okrojoną liczbą uczestników. Wiele załóg uznało, że zagubiony został sens rywalizacji i obecny sezon spisało na straty.

Jakie są zatem plany zespołu R-Six Team, w perspektywie zbliżającego się Dakaru2021? Rozmawiamy z Robertem Szustkowskim, liderem zespołu, który na zeszłorocznym Dakarze, wraz z Jarosławem Kazberukiem, zajął 18 miejsce w kategorii samochodów ciężarowych – najwyższe w historii polskich występów dakarowych.

Robert Szustkowski: R-Six Team miał swoje ambitne plany na Dakar2021. Poważnie myśleliśmy o ponownym starcie w Arabii Saudyjskiej. Nasz zespół się do niego solidnie przygotowywał. Cieszę się, że do składu dołączył mój syn Alex, który do tej pory uczestniczył jedynie w regatowych zmaganiach R-Six Team. Niestety w dobie pandemii, która jak wiadomo, sparaliżowała cały sport, a także swobodę poruszania się po świecie na wiele miesięcy, uznaliśmy, że przełożymy nasze plany na następny rok. Wówczas sytuacja powinna się już ustabilizować. Obecnie sytuacja epidemiologiczna, nasilająca się druga fala Covid-19 oraz rygorystyczne zasady komunikacji międzyludzkiej, a także akty terrorystyczne w mieście Dżedda, gdzie ma odbyć się start i meta rajdu, zdecydowały o niebraniu udziału w Dakarze 2021. Za dużo w tym niepotrzebnego stresu i problemów, a za mało czystego sportu i przyjemności z jazdy. W tym kontekście uważam, że i tak powinniśmy być zadowoleni, że udało nam się pojechać Dakar 2020 i ukończyć go z bardzo dobrym wynikiem. To zawsze daje sportowego “kopa” na wiele miesięcy. Dwa tygodnie zmagań, w tak trudnych warunkach, to sprawdzian nie tylko z jazdy, ale też ze sportowego hartu ducha. Niestety w 2020 roku, w okresie „po Saudi”, po prostu nikt już się praktycznie nie ścigał.

R: Jak wyglądały Wasze przygotowania do Dakaru, bo przez chwilę wydawało się przecież, że start w edycji 2021 będzie realny?

RS: Rok 2020 poświęciliśmy, przede wszystkim, budowę naszego nowego pojazdu – hybrydowego Forda Raptora, który ma się przepoczwarzyć finalnie w pełni elektryczny rajdowy sprzęt. Mimo że ostatecznie, ze względu na Covid 19, podjęliśmy decyzję o odpuszczeniu startu, członkowie ekipy nadal pracują nad przygotowaniem go na Dakar 2022. Plany są bardzo ambitne – mechanicy tworzą nowy, hybrydowy układ napędowy, dla Raptora, którym R-Six Team będzie startował w klasie open. Jeżeli w przyszłym roku uda się zapanować nad pandemią, mamy plan na jazdę w Pucharze Świata Corss-Country. Starty hybrydą byłyby pierwszym krokiem, aby do następnego Dakaru przygotować już auto ze 100% napędem elektrycznym. Wiemy, że w Hubie Innowacji, w Zgorzelcu, pod nadzorem Alberta i Piotra Gryszczuków, mechanicy mocno pracują nad takim rozwiązaniem. Na dziś, technologia, a w szczególności pojemność baterii, nie pozwala jeszcze pojazdom elektrycznym na równą walkę z autami konwencjonalnymi, na OS-ach i normalnej trasie Dakaru. Nasze prace idą jednak pełną parą. Nie chcemy żadnej taryfy ulgowej i zmierzamy do 2022 roku stworzyć pojazd z napędem 100% elektrycznym, który będzie walczył z najlepszymi załogami na świecie w kategorii open.

Robert Szustkowski, Jarosław Kazberuk Filip Škrobanek podczas 42. edycji Dakaru, w 2020 roku, dali kibicom mnóstwo powodów do radości. Ich konsekwentna, równa jazda, moc przygód i barwnych wypowiedzi były ozdobą saudyjskiego super-maratonu. A i sami zawodnicy mieli też powody do zadowolenia. Wynik sportowy „się zgadzał”, w końcu nie zawsze kończy się z rekordem najtrudniejszy rajd na świecie. Zespół R-Six Team mimo licznych przeciwności losu udanie zakończył zmagania w Arabii, kończąc je na 18 miejscu w kategorii samochodów ciężarowych – najwyższym w historii polskich występów.

Covid-19, sztorm i spóźniony Genaker – pech R-Six Team przed Rolex Middle Sea Race.

R-six Team to zespół, w skład którego wchodzą zawodnicy wielu talentów. Załoga Roberta Szustkowskiego równie dobrze, jak na trasach rajdowych, sprawdza się w morskich regatach. Niespełna miesiąc temu, wyjątkowo pechowo zakończyły się przygotowania zespołu do rozpoczynającego i kończącego się na Malcie, Rolex Middle Sea Race (wyścig dookoła Sycylii). Polska ekipa, przed startem tych prestiżowych regat, szlifowała formę w chorwackim Dubrowniku. Niestety tuż przed wypłynięciem w kierunku Malty, okazało się, że na Morzu Śródziemnym panują wyjątkowo niesprzyjające warunki. Nie dość, że fale wznosiły się na wysokość ponad 3 metrów, to jeszcze wiejący z prędkością 35 węzłów wiatr, nadciągał z najgorszego kierunku, osiągając kont martwy. Dopłynięcie do wybrzeży Malty, nieustannie halsując, zajęłoby Polakom 2 dni. Na domiar złego, okazało się, że R-Six Team musiał dłużej czekać na zamówiony specjalnie genaker, który nie mógł dotrzeć do Dubrownika najkrótszą drogą, przez Czarnogórę, ze względu na Covid19 i konieczność kwarantanny.

Wobec wyjątkowego zbiegu niesprzyjających okoliczności, po naradzie z naszym skiperem i nawigatorem, doszliśmy do wniosku, że nie płyniemy na Maltę. Była to jedyna racjonalna decyzja – wyjaśnia Robert Szustkowski.

Warto podkreślić, że pandemia i warunki pogodowe spowodowały, że większość zgłoszonych do Rolex Middle Sea Race załóg, niestety nie pojawiła się na starcie. Spośród ponad stu jednostek, na Maltę dopłynęło tylko 54.

Pomimo pandemii i odwołaniu wielu innych tegorocznych zawodów, organizatorzy tego jednego z najważniejszych wyścigów morskich na świecie, zdecydowali, że jednak się on odbędzie. Uczestnicy musieli pokonać ponad 600 Mm, startując i kończąc na Malcie, okrążając Sycylię przez Cieśninę Mesyńską i opływając od zachodu wyspę Pantellerię, a od południa Lampedusę. Rekord trasy – 47 godzin, 55 minut i 3 sekundy – od 13 lat należy do jachtu „Rambler”.

Do mety tegorocznych regat dotarły za to inne polskie załogi. Warto podkreślić znakomitą postawę „I love Poland” na jachcie Volvo Open 70 oraz drużyny „E1”, które zajęły odpowiednio 3 i 4 miejsce w kategorii jednokadłubowców.

Napisz komentarz